piątek, 18 października 2013

Cisza w górach Apuseni



Coś idzie nie tak. I pogoda nie pomaga. Nastraja melancholijnie, myśli kłębią się w głowie i prowadzą do fałszywych wniosków. Zanim osiądą w głowie jak wieczorne mgły kołują, kołują, zatruwają codzienność. Energia się kumuluje i ściśnięta czeka na wybuch. Tak by się oszalało dla roli, pognało galopem, gdyby tylko ktoś na to pozwolił. Taki zawód…  Składa się głównie z czekania. Warsztat cierpliwości. I już czasem się wydaje, że już, już jestem blisko, że teraz wreszcie pognam co tchu. Ale… Dzień nie taki, energia reżysera nie spotkała się z moją wrażliwością i odwrotnie, włosy nie takie, oczy nie takie, za bardzo znana, za mało znana. Tyle tego. I wtedy przychodzi taka myśl by zaszyć się tam gdzie panuje absolutna cisza, wszystko tkwi niezmiennie zawieszone jakby w próżni. Harmonia. Znaleźć się na chwilę w nicości, gdzie myśli rozpływają się i już nie wracają. Rozpaść się na drobinki powietrza… Jest tak,  jak być powinno.







Mgły zawładnęły górami Apuseni. Wdzierały się w każdy wąwóz, jaskinię, połknęły wierzchołki drzew, odcięły drogi, ukryły szlaki i pochłonęły panoramy. Opadały delikatnie na powieki i wyciszały umysł. Mleko rozlało się w przestrzeni. Tylko czasem w głuchej ciszy zamkniętej w nieskazitelnej bieli słychać było pokrzykiwania pasterzy, ujadanie psów.  Stada owiec jak kłębki mgły, które właśnie oderwały się po kawałeczku z białej całości ,wyłaniały się niespodziewanie. Dzwonki owiec – jedyne dźwięki jakie zakłócały drżące milczenie.






środa, 2 października 2013

Oradea. Mój powrót do Rumunii





„Mój chłopak, Holender,  nie chce tu przyjeżdżać. Mówi, że to barbarzyński kraj. A ja myślę sobie, że może jesteśmy od nich biedniejsi, drogi mamy straszne ale jesteśmy lepszymi ludźmi. Tu ludzie są radośni, ciepli, otwarci i nie są tak zagonieni. U nas człowiek stoi wyżej niż pieniądz. Martwię się jednak trochę bo widzę, że tu się wszystko zmienia, buduje, ale ludzie też się tu zmieniają. I chyba nie na lepsze. Ale póki co człowiek tu człowiekowi pomoże. Tam w Holandii czułam się okropnie. Większość myślała, że jestem Cyganką. Bo z Rumunii. I trzymali mnie na dystans.”
Tak opowiadała nam Laura, nasza autostopowiczka, bardzo wykształcona dziewczyna, inżynier, kształcąca się  również w Niemczech. Zabraliśmy ją razem z jej tobołkami z drogi do Oradei. Autostop to normalna tu rzecz, ludzie się podwożą, to kolejny środek transportu po prostu, czasem sobie za to płacą. My w ramach wdzięczności dostaliśmy po dwie placinty, kupione w budce na targu. Parzyły w palce, tłuściły brody i były pyszne.





I ja też uważam, że ludzie tu wspaniali i otwarci. Wróciłam do Rumunii po pięciu latach. I choć na „dzień dobry” zostałam strąbiona, na wielkim skrzyżowaniu w Oradei, przez gorącokrwistych, szalonych Rumunów, to i tak ich kocham i dobrze się tu czuję. A mój powrót  do Rumunii był jak powrót w rodzinne strony. I widząc te zaniedbane, piękne kamienice, czując w nozdrzach znajomy kurz z chodników, słysząc w radiu trąbki i skrzypki, pomyślałam sobie- jest dobrze, znowu tu jestem.
Ruszyliśmy dalej w góry, we wspaniałe Rumuńskie, odludne przestrzenie, mijając po drodze domki z  charakterystycznymi wieżyczkami, wcinając w barach mici ( mielone mięso, smażone lub grillowane), błąkając się po bazarach, uliczkach, podglądając ukradkiem Cyganki w kwiecistych spódnicach. Warto przyjechać do Rumunii bo jest piękna, bo ludzie są jacyś wyjątkowi, bo tęskni się potem i chce się wracać. A na pytania czy się nie boję do Rumunii, że Cyganie i bieda uśmiecham się tylko grzecznie i odpowiadam- przyjedź i przekonaj się sam.