piątek, 28 lutego 2014

Bajka o słonecznym Krymie


Jechaliśmy wiele godzin, mijaliśmy ukraińskie miejscowości dniem i nocą. Metalowe koła stukotały miarowo najpierw po wąskich szynach, później po szerszych. Nocą na peronie obok panów spawających podwozie wagonów, spacerowała zielona modliszka.  Babuszki na peronach sprzedawały przez okna pociągu gorące pielmieni i zimne piwo. Woda na czaj grzała się w samowarze na korytarzu. W Kijowie było kilka godzin postoju. Wybiegliśmy szybko by zobaczyć pomarańczowe miasteczko w centrum miasta. Ukraina budziła się do życia…
Na rozgrzanym od krymskiego słońca peronie przyjezdnych do Symferopola witała orkiestra puszczona z głośników. A dalej elektryczką wśród ludzi drzemiących na twardych drewnianych ławkach. Kobiety w chustkach wiozły pęki lawendy a mężczyźni wysypywali z wielkich worów przez okna koper, który nie sprzedał się na targu. Od zapachu słonej suszonej ryby, kopru, lawendy i rozgrzanej suchej ziemi od jej pyłu i upału, w którym dojrzewały figi robiło się sennie.


W Sewastopolu błąkały się po targach zmęczone słońcem bezpańskie psy, koty wiły się obok straganów z małymi krewetkami sprzedawanymi na słoiki. Tatarzy zachwalali swoje orzeźwiające piklowane przysmaki. Rzadko tu było słychać zrozumiały dla nas język ukraiński, częściej rosyjski ale czasem przeplatał się ze śpiewem tatarskiego muezina.
Słońce opalało ukraińskie dziewczyny na kamienistych plażach, w oddali widać było zapomniane, zardzewiałe okręty, łodzie podwodne, na wieki wynurzone. Skały baśniowo wrzynały się w turkusowe morze a białe jak kości antyczne ruiny  dawały schronienie jaszczurkom.







Piękny to był czas. Jeszcze nie aktorzy, już nie studenci , naiwni i beztroscy krążyliśmy z zimnym butelkami piwa po nadmorskich bulwarach. Podziwialiśmy mundury marynarzy i piękne okręty, które przypłynęły do brzegu na święto floty czarnomorskiej. Wypiliśmy na tę cześć wino z kartona, częstowani przez emerytowanego pracownika z jakiegoś okrętu. Nie miał kilku palców u rąk, sprawnie jednak wydłubywał nam białe mięso kraba złowionego w zatoce. Nie mogliśmy mu odmówić. Cała jego rodzina ugościła nas na murku w środku nocy, pomiędzy setkami innych, które przyszły podziwiać pokaz sztucznych ogni wystrzeliwanych z okrętów.
To była bajka o Krymie, która wraca teraz do mnie gdy nasze oczy zwrócone są w tamtą stronę… Czy uda się jeszcze pojechać na ukraiński Krym? Jak się teraz mają Ci ludzie pełni słońca spotkani wtedy?

Słucham z niepokojem wieści z Ukrainy i cichą mam nadzieję, że niebawem znowu zaświeci tam słońce…