Jechaliśmy wiele godzin, mijaliśmy ukraińskie miejscowości dniem i
nocą. Metalowe koła stukotały miarowo najpierw po wąskich szynach, później po
szerszych. Nocą na peronie obok panów spawających podwozie wagonów, spacerowała
zielona modliszka. Babuszki na peronach
sprzedawały przez okna pociągu gorące pielmieni i zimne piwo. Woda na czaj grzała się
w samowarze na korytarzu. W Kijowie było kilka godzin postoju. Wybiegliśmy
szybko by zobaczyć pomarańczowe miasteczko w centrum miasta. Ukraina budziła
się do życia…
Na rozgrzanym od krymskiego słońca peronie przyjezdnych do Symferopola
witała orkiestra puszczona z głośników. A dalej elektryczką wśród ludzi
drzemiących na twardych drewnianych ławkach. Kobiety w chustkach wiozły pęki
lawendy a mężczyźni wysypywali z wielkich worów przez okna koper, który nie
sprzedał się na targu. Od zapachu słonej suszonej ryby, kopru, lawendy i
rozgrzanej suchej ziemi od jej pyłu i upału, w którym dojrzewały figi robiło
się sennie.
W Sewastopolu błąkały się po targach zmęczone słońcem bezpańskie psy,
koty wiły się obok straganów z małymi krewetkami sprzedawanymi na słoiki.
Tatarzy zachwalali swoje orzeźwiające piklowane przysmaki. Rzadko tu było
słychać zrozumiały dla nas język ukraiński, częściej rosyjski ale czasem
przeplatał się ze śpiewem tatarskiego muezina.
Słońce opalało ukraińskie dziewczyny na kamienistych plażach, w oddali
widać było zapomniane, zardzewiałe okręty, łodzie podwodne, na wieki wynurzone.
Skały baśniowo wrzynały się w turkusowe morze a białe jak kości antyczne ruiny dawały schronienie jaszczurkom.
Piękny to był czas. Jeszcze nie aktorzy, już nie studenci , naiwni i
beztroscy krążyliśmy z zimnym butelkami piwa po nadmorskich bulwarach.
Podziwialiśmy mundury marynarzy i piękne okręty, które przypłynęły do brzegu na
święto floty czarnomorskiej. Wypiliśmy na tę cześć wino z kartona, częstowani
przez emerytowanego pracownika z jakiegoś okrętu. Nie miał kilku palców u rąk,
sprawnie jednak wydłubywał nam białe mięso kraba złowionego w zatoce. Nie
mogliśmy mu odmówić. Cała jego rodzina ugościła nas na murku w środku nocy, pomiędzy setkami innych, które przyszły podziwiać pokaz sztucznych ogni
wystrzeliwanych z okrętów.
To była bajka o Krymie, która wraca teraz do mnie gdy nasze oczy
zwrócone są w tamtą stronę… Czy uda się jeszcze pojechać na ukraiński Krym? Jak
się teraz mają Ci ludzie pełni słońca spotkani wtedy?
Słucham z niepokojem wieści z Ukrainy i cichą mam nadzieję, że niebawem
znowu zaświeci tam słońce…