poniedziałek, 23 czerwca 2014

Czekając

Czekam. A to czekanie dłuży się w nieskończoność. Myśli zagarniane są tylko w tę nieznaną stronę bo nie wiem co mnie czeka i w kółko o tym myślę.
Czytam. A warto czytać książki jedynie wartościowe. Tylko na takie poświęcać czas. Bo czasu będzie coraz mniej…
„ Wciąż mam ją przed oczami. Stara kobieta w grubej wełnianej spódnicy, prostej bluzce, ze związanymi włosami, twarzą przeoraną zmarszczkami. Otoczona powszechną czcią i szacunkiem. Ręce przepracowane, ale wciąż zwinne. Kiedy nadchodził czas, szła do chałupy kobiety, z której dochodziły już pierwsze pokrzykiwania. Wyganiała mężczyzn z domostwa, całowała w czoło przyszłą matkę. Rozplatała jej warkocz, zdejmowała wszystkie pierścionki, kolczyki, chustki, żeby nic nie było na niej zawiązane. Kiedy rodzącą trzymały bóle porodowe, otwierała okna, drzwi, szuflady, kufry, żeby rozewrzeć wrota jej łona. Kazała złapać się belek w stropie, dała kieliszek wódki na znieczulenie. Kiedy i to nie pomagało, wysyłała pastucha do cerkwi, żeby pop otworzył bramy świętego miejsca. Żeby sama Matka Boska przybiegła z pomocą rodzącej. Gdy dziecko przychodziło na świat, to ona przecinała pępowinę. To ona zakopywała nieczyste łożysko w progu izby, żeby nikt się nim nie pokalał. Dostawała za swą służbę bochenek chleba albo dwie miary płótna na zapaskę, czasem kilka okraszonych jaj. Nazywano ją też babką, babiculą, mądrą babą, babuszką, akuszerką, a jej sztukę- babieniem” .

fot. Hubert Komerski

Tak zaczyna się wspaniała książka „ Mundra” Sylwii Szwed. Autorka przeprowadziła rozmowy z dziesięcioma położnymi, przyjmującymi porody w różnych latach, w odmiennych kręgach kulturowych i czasach w naszym kraju. To wspaniały portret kobiet, ciekawa obserwacja jak zmieniało się spojrzenie na poród na przestrzeni lat. Najstarsze położne przyjmowały porody w czasie wojny, w trudnych warunkach, zdane czasem tylko na swoje dwie ręce i doświadczenie. Najmłodsze jeżdżą po świecie od Afryki po Europę północną, przyjmują porody domowe i nie dają zamknąć się w szpitalnej rutynie. Wszystkie rozmówczynie łaczy jednak miłość do tych maleńkich istot dla których są pierwszymi dłońmi, łączniczkami między  światem naszym a tym tajemnym, który tu, w tej książce trochę nam przybliżają. Przygotowując książkę autorka była w ciąży. Położne, z którymi się spotykała pomogły przejść jej przez ten niezwykły czas. Teraz położne Sylwii Szwed były ze mną, prowadząc moje myśli spokojnie. To było jak medytacja. Polecam. Nie tylko dla przyszłych mam. Piękna wzruszająca książka.