Gdy w styczniu 1974roku
zamknięto kopalnię węgla na niewielkiej wyspie Hashima wydawało się, że
historia tego niezwykłego miejsca zakończyła się. Wyspa, na której w pewnym
momencie żyło 5 300 mieszkańców stała się bezludna i milcząca. Okazało się
jednak, po latach, że otwiera się kolejny rozdział.
Hashima była skalistą, jałową i
niezamieszkaną wyspą gdy w 1810 roku odkryto na niej złoża węgla. Pod koniec XIX
wieku Mitsubishi Limited Partnership przejęło kontrolę nad wyspą i rozpoczęło
się wydobycie tego surowca na dużą skalę. Wraz z rosnącą eksploatacją
przybywali kolejni górnicy. W 1916r. powstają pierwsze wielopiętrowe,
żelbetonowe, odporne na morskie fale, budynki. I pną się w górę kolejne, by
pomieścić całe górnicze rodziny. Tak rodzi się miasteczko z całą
infrastrukturą. Powstaje żłobek, szkoły, szpital, świątynia, sklepy, poczta z
publicznym telefonem, biblioteki i miejsca rozrywki z klubem pachinko na czele.
Liczba mieszkańców na wyspie ciągle rosła i w najlepszym jej czasie Hashima była
najgęściej zaludnionym miejscem na świecie. Kształt i rozmiar wyspy też się zmieniały.
Dziś liczy 6,3 km². Jej pierwotna
wielkość to raptem jedna trzecia obecnej.
Codzienność na Hashimie miała
wyglądać normalnie ale życie tu, na niewielkim skrawku skalistej ziemi
otoczonym morską wodą różniło się od normalności. Mieszkańcy i firma Mitsubishi
dbali jednak by wszelkie niedogodności pokonywać.
Na wyspie, na której nie było
roślinności, ani jednego drzewa, stworzono ogrody warzywne na dachach budynków.
Istotnym problemem były dostawy prądu do mieszkań i niedobór słodkiej wody. Generator
na wyspie i destylacja słonej wody morskiej przestały wystarczać. Z początku
wodę dostarczano statkami i dystrybuowano ją do miejskich hydrantów. Zresztą
kuchni i łazienek w mieszkaniach nie było. Mieszkańcy korzystali ze stołówek i
miejskich łaźni, w których kąpano się w przegotowanej wodzie morskiej. Słodka była
jedynie używana jako pitna.W roku 1957 problem z wodą skończył się wraz z
doprowadzeniem rur. Położono również na dnie morza instalację elektryczną
łączącą Hashimę z oddaloną o 2,5 km wyspą
Takashima.
Prąd zresztą, był mieszkańcom
niezwykle potrzebny. Odcięci od świata górnicy zarobione pieniądze wydawali na
nowinki techniczne. Każdą rodzinę na wyspie
stać było na telewizor!
Ale technika szła na przód i
węgiel przestał być głównym surowcem energetycznym. Wraz ze spadkiem popytu na
węgiel a tym samym zmniejszeniem jego wydobycia, populacja na wyspie zaczęła
się kurczyć. W 1974 r. na powrót stała się
bezludna.
Tam wszystko pozostało a porzucone
rzeczy codziennego użytku, budynki, wspomnienia stały się teraz, po latach
atrakcją turystyczną. Hashimę zaczęli odwiedzać ludzie z całego świata. Przy dobrej
pogodzie, słabszych falach można podpłynąć do ochronnych murów i zejść na
wyspę. Firmy w Nagasaki zaczęły sprzedawać rejsy i wycieczki z przewodnikiem.
Na dogodną pogodę czekałam trzy dni. Choć fale
huśtały wycieczkowym stateczkiem uniemożliwiając zrobienie dobrych, ostrych
zdjęć, udało nam się zejść na ląd. Hashima teraz to wyspa widmo, mroczna
pozostałość po mieście, coraz większa ruina. Gdy podpływa się do niej niezwykłe
wrażenie robią wysokie, zniszczone budynki ze ślepymi oknami, bloki mieszkalne
w których gniazda wiją drapieżne wielkie ptaki. Fale z hukiem uderzają o
wysokie mury, które zawsze chroniły mieszkańców przed tajfunami. Wszystko to
wyrasta z morza tak nienaturalnie, tak ponuro, rodzi niepokój ale i pobudza
wyobraźnię. Sam pobyt na wyspie nie jest już tak niezwykły. Spacerować można
jedynie po ogrodzonym placu z dala od mrocznych wielopiętrowych bloków, które
pewnie z roku na rok będą się coraz bardziej sypać.
Japończycy nazywają tę wyspę
Gunkanjima czyli okręt wojenny. Istotnie, gdy patrzy się z daleka na Hashimę z
jej zabudowaniami takie skojarzenie przychodzi do głowy. Odpływając myślałam o
ludziach, którzy tam mieszkali, dzieciach, które wychowały się w tym betonowym,
górniczym dziwolągu. Jakie mają wspomnienia? I dokąd teraz płynie ten milczący
okręt?
Puścić wodze wyobraźni i... Yamato jak się patrzy. Ciekawa historia, świetny fotoreportaż. Bardzo lubię takie klimaty.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy wiesz, że u nas w Polsce są miasta z podobną historią. Kłomino jest w trakcie znikania, a po Miedziance w Sudetach zostało zaledwie kilka domów.
http://pl.wikipedia.org/wiki/K%C5%82omino
Historię Miedzianki znam z książki-reportażu Filipa Springera. Faktycznie historia ta jest też niezwykła i od razu przyszła mi do głowy gdy zwiedzałam Hashimę.
UsuńNie wiem dlaczego nie otwiera się link z Wikipedii o wspomnianym Kłominie. A też jest ciekawa. Radzieckie miasteczko na terenie Polski, które po opuszczeniu przez Armię Czerwoną nie zostało zaludnione.
UsuńJak tu pasuje stare, wykute za Gierka hasło: Polak potrafi!
Otworzyło się i znalazłam. Niesamowite, to prawda.
UsuńJakoś nigdy nie byłam przekonana co do Japonii, ale teraz widzę, że może warto się nią zainteresować. Zawsze kojarzył mi się właśnie z surowymi zabudowaniami "betonowymi klimatami". I tak rzeczywiście jest, ale one też mają przecież swoją historię. Nie byłam w Japonii, ale myślę, że mimo wszystko można tam jednak odnaleźć trochę zieleni. Bardzo ciekawy reportaż. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJaponia to również kraj z niesamowitą przyrodą! I roślinnością jakiej nie znamy!
UsuńNiesamowite miejsce. Momentami wyglądające, jak po wybuchu atomowym. Ale są niewielkie oazy zieleni. To dowód, że na ruinach odradza się jakieś życie!
OdpowiedzUsuńTak, żyją tam chyba orły albo ptaki tego typu. Nie znam się niestety. Pewnie to temat dla bloga "Plamki Mazurka".
UsuńGdyby były zdjęcia, to byłaby okazja do... podręczenia ornitologów :-)
UsuńMarta Chodorowska nas widze zaskakuje.
OdpowiedzUsuńDrogo Marto czekam na odzew w sprawie co pisałem wcześniej na blogu twoim szacun blog super nie znałem cię o tej strony.
OdpowiedzUsuńW sprawach zawodowych, jeśli jest Pan czymś zainteresowany, proszę kontaktować się z moją agentką. Pozdrawiam!
Usuń