Trudno o miastach i miasteczkach Japonii mówić, że są ładne. Ich
współczesna architektura nie sprawia, że uliczki są urokliwe, zdradza swą
azjatyckość, zakamarki, plątaniny kabli, podwórka, kubiki domków. Wysprzątane do błysku, chaos opanowany ale jednak próżno
tu szukać malowniczych uliczek, urok odnaleźć można tylko w tej dziwności. Malownicze
są wiejskie pejzaże z zielonymi wzgórzami, ogrody zen i zabytkowe świątynie. Ale
te dziwne, monochromatyczne miasteczka, uliczki i zakamarki wciągają, ciekawość
każe jak pies węszyć całymi dniami. Japonia zazwyczaj nie zachwyca estetyką
swych budowli a zdumiewa. I każde odwiedzane miasto jest nowym zdumieniem.
Beppu to dziwne miasteczko. Z każdej studzienki, szpary, bucha, sączy
się, syczy siarkowa para. Zaskakujące konstrukcje z rur i rurek przecinają
uliczki. Wszędzie ciurka, chlupie, bąbluje. Wszędobylska para odcina się bielą
od wieczornego nieba. Można by pomyśleć w pierwszej chwili, że Beppu to piekło,
gdyby nie było rajem. Miasto obfituje w publiczne łaźnie, niezliczoną ilość
uzdrowisk i łaźni leczniczych, miejsc z kąpielami błotnymi, miejskimi
parownikami do wygrzewania stóp. Beppu odwiedza wielu starszych kuracjuszy,
niektórzy postanawiają tu zamieszkać na emeryturze. W zabytkowej części
miasteczka, w starych domach ludzie nie mają łazienek. Nie są im potrzebne.
Korzystanie z publicznych onsenów i wygrzewanie się w gorących wodach to
przyjemny codzienny rytuał a miejskie łaźnie to centra życia towarzyskiego.
Zdaniem starszych mieszkańców kąpieli należy zażywać 3 razy dziennie. Tak
postanowiliśmy czynić spędzając z M. parę dni w Beppu.
Korzystaliśmy ze starych wielkich łaźni, w których zapach drzewa
cedrowego, z którego są budowane przyjemnie koił wieczorną porą. Odwiedziliśmy
łaźnię- Spa, cenioną przez kobiety za wody wygładzające i upiększające,
przyjemnie urządzone, w turkusowej wodzie, pływały pachnące owoce pomelo.
Wytaplaliśmy się w śmierdzącym błocie, czuliśmy go jeszcze na skórze przez
kolejne dni a nasze ubrania zgubiły ten zapach dopiero po ich wypraniu. Zamknęliśmy
się w drewnianych chatkach, budowanych na wzór chatek do kąpieli z okresu Edo,
z małymi śmierdzącymi oczkami wodnymi w środku. Największą jednak radość
sprawiło nam korzystanie z małych łaźni publicznych.
W niewielkim onsenie, tylko mały przedsionek do rozebrania się i
pomieszczenie ze zbiornikiem parującym od gorącej wody, urzędowały trzy starsze
panie. Dokładnie szorowały swoje ciała przycupnięte na małych taboretach,
polewały się wodą z miseczek. Mnie poleciły na migi zrobić to samo. Pod ich
czujnym okiem nabrałam gorącej wody z basenu do swojej miski. Dolałam zimnej z
małego kranu, tuż przy ziemi. Wyszorowałam czystą i szorowaną tego dnia
wielokrotnie skórę. Dopiero teraz mogłam razem z nimi zamoczyć się w basenie.
Nie było to łatwe, woda parzyła do czerwoności a one uśmiechały się dyskretnie.
Ich skóra była już do tego przyzwyczajona. Mogły siedzieć tak cały wieczór,
gawędząc sobie spokojnie, gdy mi pot zalewał twarz i czułam, że omdlenie już
blisko.
Mieszkańcy Beppu to ludzie żyjący na parze. Oprócz łaźni, wolny czas
spędzają czytając gazety lub spotykają się ze znajomymi w punktach „ do
parowania nóg”, przy ich domach stoją zadaszone parowniki, w których gotują
posiłki. My też postanowiliśmy, ugotować sobie taki posiłek w stołówce do
której można było przynieść swoje jedzenie lub zakupić je na miejscu i
przygotowane, obrane ugotować na parze.
Beneficjentami pary w Beppu są też koty. Niezliczona masa, japońskich
kotów bez ogonka wygrzewa się na rurach i studzienkach, z których bucha ciepło.
Koty wiedzą co dobre…
Niesamowicie ciekawe miejsce. Byłoby dla mnie, tylko czemu tak daleko?
OdpowiedzUsuńA czemu koty nie mają ogonków? Obcinają im?
To jest japońska rasa kotów bobtail. Mają krótkie ogonki kikutki. To efekt mutacji genetycznej.
OdpowiedzUsuńWitam, bardzo fajny BLOG, milo się czyta a przede wszystkim ogląda ;) Wczoraj go "odkryłem" i od razu przeczytałem niemal wszystkie wpisy. Sam tez podróżuje ale na głównie rowerze, dzięki temu oprócz celu do którego zmierzam, mogę dokładnie zwiedzić wszystko co jest po drodze. Minus taki, ze ciężko znaleźć jakiegoś towarzysza chętnego na przejechanie kilkuset kilometrów :) A Pani ? Na te wszystkie swoje podróże wybiera się sama czy podróżuje w grupie ?
OdpowiedzUsuńJa zawsze w duecie.
Usuń