środa, 20 marca 2013

Pushkar. Magiczne miasto Brahmy



Zrodzony z kwiatu lotosu, stwórca pierwszych żyjących istot,  czworogłowy Pan Brahma, ma w Pushkarze swą najważniejszą i jedyną w Indiach świątynię. W sercu Radżastanu, u stóp malowniczych wzgórz, nad brzegiem świętego jeziora, którego cudowne wody obmywają pielgrzymów z grzechów śmiertelnych a tutejsi zmarli otrzymują wyzwolenie.
Jak głosi legenda Brahma stworzył Pushkar zrzucając na ziemię płatek kwiatu lotosu. A jezioro, które w tym miejscu powstało nasycił cudownymi mocami.  Tutaj też na Brahmę spadła klątwa jego żony, której sprzeniewierzył się poślubiając pasterkę. Sawitri przysięgła swojemu mężowi, że czczony będzie jedynie w Pushkarze. Kto będzie czcił go gdzie indziej, zbiednieje.
Miasto jest celem pielgrzymek, tu wierni modlą się, medytują i odprawiają obrzędy u stóp 52 okalających jezioro Ghat.





Przyjazd do Pushkaru był dla mnie prawdziwym wyzwoleniem, a czas spędzony tutaj pozwolił mi wyciszyć się. Porzucając trudy podróży, odpoczywając od zatłoczonych, pulsujących miast indyjskich, przepychających się i trąbiących, hałaśliwych tuk-tuków, miejskich naganiaczy i drobnych oszustów, mogłam w spokoju podziwiać zachody słońca i obserwować wieczorne obrzędy, siedząc na nagrzanych od promieni stopniach schodzących  do świętego jeziora.



Cieszyłam się, że tu, wreszcie mam chwilę wytchnienia, ciszy przerywanej jedynie dźwiękami bębnów i modlitw. Ale Indie nie dają odpocząć. Cisza jest im obca, może niepotrzebna i wroga. Przyjechaliśmy tuż przed radosnym świętem latawców. Na wszystkich okolicznych dachach stali ludzie i puszczali latawce, które jak chmary kolorowych ptaków płynęły nad miastem. Hinduskie dzieciaki, skaczące po dachach i murkach polowały na te zaplątane i zgubione, by za chwilę dać im drugie życie. Co chwila krzyczały z dachu obok by im jakiś odplątać i zrzucić, pomóc w puszczaniu papierowych kwadratów. Wszystko to co otaczało nas dookoła, świątynie, baśniowe jezioro, wszędobylskie małpy karmione przez mnichów, niebo pokryte latawcami, wydawało nam się nierealne, magiczne i piękne.



 Niestety, następnego dnia młodzież wystawiła na dachy wielkie kolumny i każdy dom puszczał swoje latawce przy rzężeniu hinduskich piosenek. Kakofonia dźwięków nie do zniesienia wygoniła nas na wzgórza, by tam kontemplując okoliczne widoki, spędzić cały dzień z dala od miasta, które było teraz tyglem sacrum i profanum. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz