poniedziałek, 7 stycznia 2013

Wąwóz Skaczącego Tygrysa


Dwudniowa trasa Wąwozem Skaczącego Tygrysa to bardziej  przeżycie estetyczne niż trekkingowy wyczyn. Dostojne, czasem mroczne skały w kolorze stali, po jednej stronie Śnieżna Góra Nefrytowego Smoka (5596 m n.p.m.) po drugiej Haba (5400m), wodospady przecinające ścieżkę i hucząca, dzika rzeka Jangcy, szalejąca na dnie wąwozu, jakieś 3900 metrów do najwyższych szczytów. Wszystko to zapiera dech w piersiach, zachwyca swym ogromem i onieśmiela.

Do wąwozu najlepiej dotrzeć autobusami z Lijangu ale nasza Mama Naxi zadbała o busa dla swoich „podopiecznych”.


Pierwszego dnia ruszyliśmy na szlak w lekkich chmurach i delikatnym deszczu od czasu do czasu. Parno. Sierpień, czas pory deszczowej. Wolę jednak to niż skwierczeć w upalnym słońcu, a o takiej pogodzie czytałam w rozmaitych relacjach. Być może jest to też czas, kiedy rzeka, daleko u naszych stóp, jest najbardziej rozszalała i potężna. Prześlizguje się jak tłusty, wielki chiński smok. Wgryza się w skaliste zbocza i powoduje drżenie gór.


Po południu dotarliśmy do malowniczo położonego Tea-Horse Guest House. Dostaliśmy skromny pokoik (bez łazienki) z obłędnym widokiem na wąwóz. Nie byliśmy bardzo zmęczeni by robić sobie tak wcześnie przystanek na noc ale wszystko co nas otaczało, powodowało jakieś totalne zauroczenie. Stan, w którym nie chce się pędzić a zatrzymać i patrzeć, podziwiać godzinami.





Kolejny dzień przyniósł poprawę pogody a druga część trasy okazała się jeszcze bardziej oszałamiająca. Ścieżka robiła się czasem bardzo wąska więc zadziwił nas widok pasterza z kozami, które sprytnie zbaczały ze ścieżki hasając po zboczu góry. Widoki takie, że trudno iść. Co chwila więc przystanek by ogarnąć wszystko wzrokiem, by okiełznać swój zachwyt tym miejscem.





Ostatnim etapem naszego marszu było zejście w dół do rzeki, do jej trzech przełomów. Rzeka buzuje, wiruje, ogłusza i przeraża. Nad kotłującą się tonią królują po obu stronach skały. To od tego miejsca podobno, wąwóz nosi swą nazwę. Tu bowiem, jak głosi legenda, tygrys przeskoczył rzekę umykając myśliwym.






By skrócić sobie drogę wybraliśmy 10 metrową drabinkę przymocowaną drutami do skały. Już po paru metrach poczułam, że pomysł był głupi. Żołądek wymieszał się z sercem i parł do gardła. Za późno by wrócić, spotkani na szlaku Czesi, wdrapywali się już za mną na równie miękkich nogach. 

 photo made by Alex from http://avaude.blogspot.com/

3 komentarze:

  1. Witam kto Pani towarzyszy podczas tych podróży ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie, można spietrać na tej drabince!
    Podziwiam odwagę! :-)))

    OdpowiedzUsuń