Do Monasteru Rilskiego zeszliśmy z gór. Pogoda, która była doskonała by podziwiać rilskie widoki okazała się męczącym upałem na asfaltowej drodze. Górskie buty ciążyły a marsz szosą nużył.
Dotarliśmy wreszcie do cywilizacji. Po paru
dniach spędzonych w górach, w królestwie totalnej ciszy i nieskażonej
przejrzystości myśli oczom naszym ukazały się knajpki, sklepiki, stragany a
wśród nich dostojny budynek klasztorny. Od razu zachciało się obiadu- takiego
pachnącego, pełnowartościowego, nie w formie instant.
Ale najpierw przeszliśmy przez jedną z dużych
bram prowadzących na teren monasteru by poprosić brodatego, młodego mnicha o
nocleg w jednym z gościnnych pokoi.
Monaster Rilski, klasztor wpisany na listę UNESCO, miejsce najbardziej święte ze świętych jest odwiedzane przez rzesze bułgarskich turystów w krótkich spodenkach i w japonkach. Z lodami w ręku podziwiają niezwykłe freski na zewnętrznych ścianach cerkwi jak gdyby oglądali telewizyjne obrazki. No cóż, takie są prawa bezmyślnej turystyki a dziedziniec wokół cerkwi doskonałym punktem do radosnej fotografii rodzinnej.
Gdy tylko jednak słońce obleka monaster swym
wieczornym złotym blaskiem powoli zapada cisza. Z kątów na dziedziniec wypełza błogi spokój
rozlewając się po błyszczących, gładkich kamieniach bruku. Wszystko wraca na
swoje miejsce. Jaskółki znaczą swoje codzienne szlaki nad cerkwią, mnisi
przemykają w milczeniu ciągnąc za sobą zapach kadzideł a strzegące monasteru
góry powoli zapadają w ciężki sen.
Siedząc na krużgankach okalających cerkiew
można być świadkiem tego odwiecznego rytmu, który oparł się wszelkim pokusom
zewnętrznego świata. Trwa niezmiennie choć pozwolił się podglądać.
Monaster Rilski pozostał twierdzą, ostoją
religijności i duchowości Bułgarów i obowiązkowym punktem ich pielgrzymek.
Warto zatrzymać się tu na noc . Pokoje są skromne i przyjemne. Radością była
dla nas ciepła woda i pachnąca czystością pościel. Nasze mięśnie odpoczywały
delektując się tym błogim lenistwem w przedwieczornej świętej ciszy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz