środa, 23 stycznia 2013

Lhasa de Sela



To nie jest  historia z „happy endem”. Ale też i piosenki Lhasy nie są wesołe. Ani jej głos nie jest głosem jasnym. To głos z głębin ludzkiej duszy, w której kłębią się tęsknoty i namiętności. Po za tym, Lhasy już nie ma. Odeszła trzy lata temu. Przez wiele dni potem padał śnieg, przykrywając wszystko białą ciszą.


Zdjęcia pochodzą z oficjalnej strony http://lhasadesela.com/
Jej życie od urodzenia było ciągłą podróżą. Mała hipiska przemierzała Stany Zjednoczone i Meksyk szkolnym autobusem przerobionym na dom, wraz ze swoją hipisowską rodziną. Imię otrzymała w piątym miesiącu życia od swojej matki zafascynowanej książką o Tybecie.
I tak, podróżując z miejsca na miejsce, stykając się z różnymi gatunkami muzyki i rosnąc wśród muzyków ( matka grała na harfie, ojciec na flecie a jej dziadkowie z obu stron byli wykształceni muzycznie) budziła się w niej potrzeba śpiewania.
Zauroczona głosem Billie Holiday podjęła decyzję o swoim życiu i już jako 13 latka śpiewała w kawiarni w San Francisco, gdzie osiedliła się z matką i siostrami po rozwodzie rodziców.
W wieku 25 lat wydała swoją debiutancką płytę „ La Llorona” i odniosła olbrzymi sukces, zdobywając uznanie i wiele nagród międzynarodowych.
A potem znów ruszyła w drogę, razem z siostrami i trupą cyrkowo-teatralną.


Ta podróż, jak mówiła, pozwoliła jej dojrzeć. Powstała więc kolejna płyta „Living Road” , nominowana 2005 roku do World Music Award w dwóch kategoriach.
Kolejne lata to współpraca z wieloma muzykami, nowe projekty muzyczne i nowa płyta „ Lhasa” w 2009. Niestety, wszystko zostało odłożone na bok. Piosenkarka musiała teraz podjąć walkę z rakiem piersi. W Nowy Rok 2010 Lhasa de Sela odeszła.
Pozostała muzyka, która wciąż pulsuje w krwiobiegu każdego, kto raz zetknął się z jej gardłowym, niskim głosem.
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=wiMW6eikgu8#t=48s.


1 komentarz:

  1. Magiczna muzyka, piękny głos! Szkoda, że już jej nie usłyszymy na żywo! To takie niesprawiedliwe!

    OdpowiedzUsuń